Co robię? Czekam. Czekam aż organizacje podadzą swoje tegoroczne oferty cenowe. Czekam aż będę mogła zacząć wypełnianie aplikacji. Czekam na jakiś znak od miliona organizacji do których wysłałam e-maile. Czekam nawet na test językowy, byle tylko już zacząć!
Niby wiedziałam, że życie przyszłego wymieńca składa się głównie z czekania, ale co innego o tym czytać, a co innego tego doświadczać. Jakoś tak sobie ubzdurałam, że organizacja wymiany zacznie się we wrześniu. Ustaliłam to sama ze sobą i oczekiwałam, że tak będzie. A tu wszyscy każą mi CZEKAĆ. Do października/listopada/grudnia... Czy oni nie wiedzą, jakie to jest trudne?
Czekanie stało się ostatnio wręcz nie do zniesienia. Przez ostatnie 3 lata, kiedy wymiana była dla mnie tylko odległym marzeniem, przyjmowałam czekanie ze spokojem. Ale teraz, kiedy wiem, że już tak niewiele czasu dzieli mnie od rozpoczęcia wszystkich formalności, po prostu nie mogę usiedzieć w miejscu. Najchętniej wypełniłabym tę aplikację już, teraz, zaraz. Pewnie jeszcze nie raz ją przeklnę, kiedy zobaczę, ile z tym jest roboty, ale na razie jeszcze to do mnie nie dociera.
Żeby nie było, że cały czas tylko narzekam, to dorzucę, że czas, kiedy nie jestem całkowicie oddana czekaniu, wypełnia mi nauka. Trafiłam do klasy dwujęzycznej, tak jak chciałam i z całego serca dziękuję sobie z przeszłości, że nie zdecydowałam się na IB. Już teraz nie wiem, w co ręce włożyć, to co by się działo tam? Aż się boję pomyśleć!
Szkoła jest męcząca, ale podoba mi się. Przez ten rok nauczę się chyba więcej z angielskiego, niż przez ostatnie lata edukacji razem wzięte. Przynajmniej jak już trafię do USA nie będę panikować, że nie wiem, jak jest po angielsku "obojnaczy" (androgynous) czy "odmrożenie" (frostbite). Jestem absolutnie zakochana w moich lekcjach angielskiego! Musimy na nich czytać książki, naszą pracą domową jest oglądanie Sherlocka na BBC, a nauczyciele w ogóle nie mówią do nas po polsku. To taka odmiana w stosunku do gimnazjum, że przez pierwsze kilka dni nie mogłam się otrząsnąć. Oczywiście mamy też gramatykę (I to na poziomie C1/C2!!!) ale i tak jest fajnie.
Kiedy tylko zacznę (W KOŃCU) zajmować się formalnościami związanymi z wymianą, dam znać. Na razie zdradzę tylko, że organizacje, które rozważam to: CIEE, CCI i NWSE.
Do napisania. :)
Niby wiedziałam, że życie przyszłego wymieńca składa się głównie z czekania, ale co innego o tym czytać, a co innego tego doświadczać. Jakoś tak sobie ubzdurałam, że organizacja wymiany zacznie się we wrześniu. Ustaliłam to sama ze sobą i oczekiwałam, że tak będzie. A tu wszyscy każą mi CZEKAĆ. Do października/listopada/grudnia... Czy oni nie wiedzą, jakie to jest trudne?
Czekanie stało się ostatnio wręcz nie do zniesienia. Przez ostatnie 3 lata, kiedy wymiana była dla mnie tylko odległym marzeniem, przyjmowałam czekanie ze spokojem. Ale teraz, kiedy wiem, że już tak niewiele czasu dzieli mnie od rozpoczęcia wszystkich formalności, po prostu nie mogę usiedzieć w miejscu. Najchętniej wypełniłabym tę aplikację już, teraz, zaraz. Pewnie jeszcze nie raz ją przeklnę, kiedy zobaczę, ile z tym jest roboty, ale na razie jeszcze to do mnie nie dociera.
Żeby nie było, że cały czas tylko narzekam, to dorzucę, że czas, kiedy nie jestem całkowicie oddana czekaniu, wypełnia mi nauka. Trafiłam do klasy dwujęzycznej, tak jak chciałam i z całego serca dziękuję sobie z przeszłości, że nie zdecydowałam się na IB. Już teraz nie wiem, w co ręce włożyć, to co by się działo tam? Aż się boję pomyśleć!
Szkoła jest męcząca, ale podoba mi się. Przez ten rok nauczę się chyba więcej z angielskiego, niż przez ostatnie lata edukacji razem wzięte. Przynajmniej jak już trafię do USA nie będę panikować, że nie wiem, jak jest po angielsku "obojnaczy" (androgynous) czy "odmrożenie" (frostbite). Jestem absolutnie zakochana w moich lekcjach angielskiego! Musimy na nich czytać książki, naszą pracą domową jest oglądanie Sherlocka na BBC, a nauczyciele w ogóle nie mówią do nas po polsku. To taka odmiana w stosunku do gimnazjum, że przez pierwsze kilka dni nie mogłam się otrząsnąć. Oczywiście mamy też gramatykę (I to na poziomie C1/C2!!!) ale i tak jest fajnie.
Kiedy tylko zacznę (W KOŃCU) zajmować się formalnościami związanymi z wymianą, dam znać. Na razie zdradzę tylko, że organizacje, które rozważam to: CIEE, CCI i NWSE.
Do napisania. :)
Hej, nad tym CIEE to się jeszcze zastanów, ze względu na te wszystkie problemy związane ze zmianą rodzin, dziewczyny strasznie psioczą, że żenada i komedia.
OdpowiedzUsuńCzy jesteś w tej grupie? https://www.facebook.com/groups/367157109983975/
Tak, jestem ;) Dziękuję za ostrzeżenie, CIEE i CCI to w tym roku jedna wielka porażka. Coraz bardziej żałuję, że nie mam możliwości wybrać Rotary :/
UsuńJa dzisiaj dostałam informację z klubu rotary, że mnie zaakceptowali i prawdopodobnie jadę w sierpniu :D życzę powodzenia
Usuń