Przejdź do głównej zawartości

Test ELTiS, rozmowa kwalifikacyjna i fundacja

     W końcu nadszedł ten upragniony dzień - oficjalnie zaczęłam proces aplikacji. Wiem, że za chwilę utonę w papierach, które będę musiała dostarczyć i przeklnę moment, w którym to napisałam, ale już nie mogę się doczekać wypełniania aplikacji!
     Co do samego testu, to szczerze mówiąc nie mam wiele do napisania. Moim zdaniem był bardzo prosty - tylko na dwa pytania odpowiedziałam źle. Jeśli ktoś chce zobaczyć, jak to dokładnie wygląda, to zachęcam do kliknięcia: ELTiS Practice Test.
     Na początku jest słuchanka - od razu uprzedzam, że nagrania odtwarzane są tylko raz, a nie dwa razy, jak przyzwyczajają nas w szkole. Było też dość mało czasu na zapoznanie się z pytaniami - w sumie chyba test jest skonstruowany tak, żeby zmusić nas do przesłuchania całego tekstu i zajęcia się pytaniami dopiero na koniec, czyli znów dokładna odwrotność tego, co serwuje nam szkoła. Zapewniam jednak, że spokojnie można to wszystko rozwiązać - lektor tłumaczy, na czym polegają zadania i daje dokładne instrukcje co do udzielania odpowiedzi.
    Drugą częścią testu jest Reading - kilka zadań z cyklu: "Uzupełnij zdanie odpowiednim słowem" i kilka krótkich tekstów, do których zadawane jest kilka pytań. Akurat te zadania wyglądają zupełnie jak w szkole - nadawanie tytułu, co jest głównym tematem artykułu itp.
     Moim jedynym przygotowaniem do tego testu było wypełnienie testu próbnego, do którego link podałam powyżej. W dodatku rozwiązywałam go rok temu, więc to prawdziwy cud, że pamiętałam formułę i wiedziałam, że muszę się skupić na pierwszym słuchaniu.  Jestem chodzącym dowodem na to, że zupełny brak przygotowania to wystarczające przygotowanie. :)
 
     Po teście odbyła się krótka rozmowa, która chyba miała sprawdzić, czy nadaję się do uczestniczenia w programie. Nie zapamiętałam wszystkich pytań, ale z pewnością pojawiły się:

  • Pytanie o moje relacje z rodziną i przyjaciółmi
  • Pytanie o 3 główne "cele" mojej wymiany (Uznałam, że przyznanie się, że uciekam z liceum byłoby mało elokwentną odpowiedzią, więc powiedziałam o poznawaniu kultury, usamodzielnianiu się i szlifowaniu języka. Co w sumie też jest prawdą, więc nie mam poczucia winy.)
  • Pytanie, czy piję i/lub palę. 
  • Pytanie, czy na pewno poradzę sobie z tęsknotą za rodziną
  • Pytanie, czy zmieniałam kiedyś szkołę i czy umiem przystosować się do nowego otoczenia
  • Pytanie, czy odrzuciłabym jakąś rodzinę goszczącą ze względu na [tu wstaw swoje uprzedzenia]
     I tak dalej i tak dalej. Jak widać - nic strasznego. Pani przyjrzała się też moim świadectwom (Jednemu wyjątkowo uważnie, bo na górze kartki widniał wielki napis: "DUPLIKAT". Tak, zgubiłam świadectwo z pierwszej gimnazjum.) Połowa rozmowy odbywała się po angielsku, a połowa po polsku. Nie wiem, skąd ta rozdzielność języków, ale sprawiła, że poczułam się nieco dziwnie. Bardzo nie lubię rozmawiać po angielsku z osobą, o której wiem, że zna polski, a już zwłaszcza, jeśli przed chwilą rozmawiałam z nią właśnie po polsku. Ale chyba odpowiadałam jak trzeba, bo pani z Fostera powiedziała, że wyśle mi login do aplikacji jak tylko ją dostanie, a w listopadzie będziemy podpisywać umowę. 

   W końcu zdecydowałam, z jaką fundacją chcę jechać. Wygrało CCI, głównie ze względu na pełne optymizmu i pochwał posty Ani. Tak naprawdę wymiana jest jak loteria - wszystko zależy głównie od rodziny, a nie fundacji. Coś trzeba było wybrać i padło na CCI. Na pewno skorzystam z opcji dopłacenia za gwarancję wyjazdu, wciąż rozważam też wybór stanu. Wiem, że miejsce nie determinuje tego, czy wymiana jest udana, czy nie - ponownie największą rolę odgrywa tu rodzina - ale chyba wszyscy mnie zrozumieją, jeśli napiszę, że nie chcę wylądować na Alasce. Tam jest zdecydowanie za zimno. Fuj. 

Pozdrawiam i całuję, 
do zobaczenia w poście o aplikacji. 

 


Komentarze

  1. CCI jej też dobre, bo jest stosunkowo mało papierów do wypełnienia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Yaaay! To teraz się zaczyna na poważnie! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Jeszcze nigdy w całym moim życiu nie byłam niczym aż tak podekscytowana! <3

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. I jak tam? Coś się dzieje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypełniam papierki :) Na szczęście miałaś rację, z CCI jest mało :D

      Usuń
  5. Strasznie zazdroszczę i przyznam, że również bardzo chciałabym wyjechać. :) Mam takie trochę bezpośrednie pytanie... Widziałam wszystkie koszty i oczywiście się zapoznałam już ze wszystkim, ale chciałabym dowiedzieć się od kogoś, kto przeżył na własnej skórze:) Ile kosztuje cały wyjazd?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie jeszcze nie wiem, dopiero zaczynam. Jak już będę miała wszystko za sobą, to podsumuję koszty :) ale jest grupa dla wymieńców na facebook'u i tam jest sporo osób, które już były i wróciły :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

All my exes live in Texas: Thanksgiving, Austin & Dallas

     We wtorek (22/11/2016) wyruszyliśmy do Texasu. Z okazji nadchodzącego Thanksgiving, czyli Święta Dziękczynienia, pojechaliśmy do Austin w Texasie żeby spędzić je z rodziną Pat (host mom).      Kojarzycie te zdjęcia, na których ludzie stoją koło znaku "Welcome to *tu wstaw nazwę stanu*"? Okazuje się, że zrobienie tych zdjęć jest o wiele trudniejsze, niż się zapowiadało. Znaki stoją przy autostradach albo drogach szybkiego ruchu i choćby nie wiem jak się starał, nie ma jak się przy nich zatrzymać.       Ale dla chcącego nic trudnego: chciałam mieć "Welcome to Texas" to mam. A że napis jest na drzwiach Texas Visitor's Center a nie na klimatycznym znaku drogowym, to inna sprawa.  Absolutnie uroczy sposób na zachęcenie do ochrony środowiska.       Dojechanie do Texasu zajęło nam 7 godzin, 4 postoje na toaletę i 2 przerwy na jedzenie. A ponieważ jestem kobietą z klasą, to i tak pierwszym zdaniem jakie wypowiedziałam do witających na

Udało się! Czyli o mojej podróży do Stanów i pierwszym dniu

(8/8/16)  Mój dzień zaczął się bardzo wcześnie - musiałam wstać około polskiej 3 rano, żeby pojechać na lotnisko. Mój pierwszy samolot był do Monachium i startował o 6.  Na lotnisku czekały na mnie moje przyjaciółki (które w tym miejscu chciałabym serdecznie pozdrowić, bo nie znam nikogo innego, kto zerwałby się dla mnie z łóżka o tak nieludzkiej porze) i po ostatnich pożegnaniach i zapewnieniach, że będziemy do siebie pisać, rzuciłam się w wir kontroli paszportowych i prześwietlania walizek.  Mój bagaż chyba tylko cudem nie przekroczył limitu - duża walizka ważyła 22,8kg, a mała 7,9kg. Zaznaczę przy okazji, że pakowałam się wczoraj, bo kto by tam zaczynał wcześniej? Ale ostatecznie chyba wszystko mam.  Lot do Monachium był krótki (ok. 1,5h). Następne 2 godziny spędziłam czekając na kolejny samolot i ponad dwie trzecie tego czasu zajęła odprawa paszportowa i związane z nią kilometrowe kolejki.  Następny z moich lotów trwał już 11 godzin i wylądowałam w Houston. Jejku, co ja tam przeżył