Przejdź do głównej zawartości

Acceptance letter - I'm really going there!



     Dwa tygodnie temu skończyłam swoją aplikację, zatwierdziłam ją i wysłałam pani Monice z Fostera. Byłam z siebie bardzo dumna, że udało mi się to zrobić wcześniej, a nie w dniu upływu ostatecznego terminu dostarczenia aplikacji. Oczywiście nie mogło być zbyt pięknie - paru rzeczy brakowało i papiery wróciły do mnie z prędkością światła z powodu mojego gapiostwa - a to nie zauważyłam, że gdzieś nie wpisałam daty, a to czegoś w ogóle nie załadowałam na stronę... Po prostu podzieliłam się z nimi moim talentem i spostrzegawczością. :D Nie byłabym sobą, gdyby wszystko się zgadzało. 
     Największym problemem okazało się zdjęcie profilowe - będzie ono figurowało też na moim ID już w USA, więc musiało być profesjonalne. To pokrzyżowało moje plany załadowania ślicznego zdjęcia w wianku z facebooka i zmusiło mnie do wstawienia tego, które mam w legitymacji. Pani Monice nadal nie do końca pasowało, bo mój uśmiech nie był "amerykański". Na początku jak to przeczytałam, to w ogóle nie zrozumiałam, o co chodzi. Jaki amerykański, co to jest? Na próbę wysłałam kilka zdjęć profilowych (uśmiechniętych najszerzej jak się da!), ale żadne nie okazało się tym jedynym. Wpadłam w lekką panikę i postanowiłam zapytać na grupie dla wymieńców na facebooku, co to właściwie jest ten "american smile". 
     Przytoczę tutaj odpowiedź Marii (jak klikniecie na imię to wyświetli Wam się jej super blog :D), która po prostu mnie urzekła. Złota porada, która ocaliła mój wyjazd, brzmiała tak:

"Sfrustruj się bardzo i chciej kogoś zamordować. Wtedy uśmiechnij się najszerzej jak się da i udawaj, że wszystko jest OK. Viola!"

     Tak zachęcona, postawiłam na zdjęcie z wesela mojego brata ciotecznego (koszmarny upał, wcześniej 3 godziny u fryzjera i ogólne zmęczenie materiału). Mam na nim minę mniej-więcej jak Britney Spears (i to nie w jej najlepszych momentach) a makijaż postarza mnie o jakieś 20 lat, ale chcieli amerykański uśmiech to mają. 

     Ostatecznie moja aplikacja trafiła do CCI w poniedziałek (czyli dokładnie w dzień, kiedy upływał termin - przeznaczenia nie oszukasz). I jestem zachwycona, bo mój acceptance letter dostałam już we wtorek, czyli naprawdę bardzo szybko. Już na 100% jadę na wymianę! Jestem jednocześnie podekscytowana, zmartwiona, załamana, przerażona, zachwycona i nie mogę się doczekać początku, ale nie chcę, żeby to się już zaczynało. (Jestem przekonana, że wszyscy, którzy już byli/są/wybierają się w tym roku na wymianę zrozumieją, co mam na myśli.) Wiecie, jak mało czasu zostało do wyjazdu? Przed chwilą był wrzesień, a ja przebierałam nogami, bo chciałam już, teraz, zaraz wsiadać w samolot. A tu się okazuje, że to naprawdę już, teraz, zaraz. 

     Zostało mi już tylko czekanie na placement. Nie mam żadnych oczekiwań, bo nie chcę zapeszać. W ogóle nie spodziewam się, żebym dostała go jakoś szybko - wszyscy zawsze długo na niego czekają, nie ma co się niecierpliwić. Ale jak już będę coś wiedziała dowiecie się pierwsi. :) 

PS: Macie może jakiś pomysł na post, który chcielibyście przeczytać? Sądzę, że na Q&A jeszcze za wcześnie, bo nie mam aż tylu odbiorców, ale jeśli macie jakieś sugestie/pytania to piszcie śmiało. 

Blogi innych osób, które wybierają się do USA na rok szkolny 2016/2017: (podawajcie swoje!)

+ Zupełnie nie w temacie, ale kocham ten blog, więc zapraszam Was na Wiosenne Deszcze



Komentarze

  1. Z moich obserwacji wynika, że największa fale placementów jest od połowy marca do końca maja, więc na pewno niedługo dostaniesz :) Ja swój dostałam 1 kwietnia :)

    Na mojej liście blogów mam jeszcze dodatkowo te dwa:
    Gabi - http://weirdosyear.blogspot.com/
    Hubert - http://myryeyear.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dzięki za adresy :) Jutro je dorzucę do posta :D

      Usuń
  2. Strasznie podziwiam wszystkich, którzy wybierają się na takie prawdziwe, długie wymiany - ja bym się cholernie bała!
    Trzymam kciuki, żeby było jak w marzeniach :D.
    Dzięki za podlinkownie i w ogóle <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam Cię, że jestem o wiele bardziej przerażona, niż wynika z tego posta! :D
      Ale miło mi, że wpadasz i że podziwiasz ;)

      Usuń
  3. Dokładnie wiem co czujesz! też jadę w przyszłym roku, tylko ja dostałam już placement. Byłam przekonana, że będę na niego czekać kilka miesięcy, a on pojawił się niecałe 2 tygodnie po zamknięciu aplikacji ;D Może ciebie też ktoś szybko przygarnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę się bardzo cieszyć, jeśli u mnie też pójdzie tak szybko :D Dzięki, że wpadłaś :*

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Od połowy pierwszej klasy gimnazjum :) Dowiedziałam się od koleżanki, że coś takiego w ogóle istnieje (wtedy to ona chciała pojechać), a wyszło tak, że to ja jadę, a ona nie :P

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Test ELTiS, rozmowa kwalifikacyjna i fundacja

     W końcu nadszedł ten upragniony dzień - oficjalnie zaczęłam proces aplikacji. Wiem, że za chwilę utonę w papierach, które będę musiała dostarczyć i przeklnę moment, w którym to napisałam, ale już nie mogę się doczekać wypełniania aplikacji!      Co do samego testu, to szczerze mówiąc nie mam wiele do napisania. Moim zdaniem był bardzo prosty - tylko na dwa pytania odpowiedziałam źle. Jeśli ktoś chce zobaczyć, jak to dokładnie wygląda, to zachęcam do kliknięcia:  ELTiS Practice Test .      Na początku jest słuchanka - od razu uprzedzam, że nagrania odtwarzane są tylko raz, a nie dwa razy, jak przyzwyczajają nas w szkole. Było też dość mało czasu na zapoznanie się z pytaniami - w sumie chyba test jest skonstruowany tak, żeby zmusić nas do przesłuchania całego tekstu i zajęcia się pytaniami dopiero na koniec, czyli znów dokładna odwrotność tego, co serwuje nam szkoła. Zapewniam jednak, że spokojnie można to wszystko rozwiązać - lektor tłumaczy, na czym polegają zadania i daje dokła

All my exes live in Texas: Thanksgiving, Austin & Dallas

     We wtorek (22/11/2016) wyruszyliśmy do Texasu. Z okazji nadchodzącego Thanksgiving, czyli Święta Dziękczynienia, pojechaliśmy do Austin w Texasie żeby spędzić je z rodziną Pat (host mom).      Kojarzycie te zdjęcia, na których ludzie stoją koło znaku "Welcome to *tu wstaw nazwę stanu*"? Okazuje się, że zrobienie tych zdjęć jest o wiele trudniejsze, niż się zapowiadało. Znaki stoją przy autostradach albo drogach szybkiego ruchu i choćby nie wiem jak się starał, nie ma jak się przy nich zatrzymać.       Ale dla chcącego nic trudnego: chciałam mieć "Welcome to Texas" to mam. A że napis jest na drzwiach Texas Visitor's Center a nie na klimatycznym znaku drogowym, to inna sprawa.  Absolutnie uroczy sposób na zachęcenie do ochrony środowiska.       Dojechanie do Texasu zajęło nam 7 godzin, 4 postoje na toaletę i 2 przerwy na jedzenie. A ponieważ jestem kobietą z klasą, to i tak pierwszym zdaniem jakie wypowiedziałam do witających na

Udało się! Czyli o mojej podróży do Stanów i pierwszym dniu

(8/8/16)  Mój dzień zaczął się bardzo wcześnie - musiałam wstać około polskiej 3 rano, żeby pojechać na lotnisko. Mój pierwszy samolot był do Monachium i startował o 6.  Na lotnisku czekały na mnie moje przyjaciółki (które w tym miejscu chciałabym serdecznie pozdrowić, bo nie znam nikogo innego, kto zerwałby się dla mnie z łóżka o tak nieludzkiej porze) i po ostatnich pożegnaniach i zapewnieniach, że będziemy do siebie pisać, rzuciłam się w wir kontroli paszportowych i prześwietlania walizek.  Mój bagaż chyba tylko cudem nie przekroczył limitu - duża walizka ważyła 22,8kg, a mała 7,9kg. Zaznaczę przy okazji, że pakowałam się wczoraj, bo kto by tam zaczynał wcześniej? Ale ostatecznie chyba wszystko mam.  Lot do Monachium był krótki (ok. 1,5h). Następne 2 godziny spędziłam czekając na kolejny samolot i ponad dwie trzecie tego czasu zajęła odprawa paszportowa i związane z nią kilometrowe kolejki.  Następny z moich lotów trwał już 11 godzin i wylądowałam w Houston. Jejku, co ja tam przeżył