Przejdź do głównej zawartości

Your visa has been approved/ 21 days

*English version below*

     Tik tak, tik tak... Czas leci nadspodziewanie szybko. Mogłabym przysiąc, że tydzień temu był wrzesień, a ja panikowałam, że jeszcze nie mogę wypełniać aplikacji, nie znajdę znajomych w nowej szkole i skończy się tak, że w ogóle do USA nie pojadę. Kilka dni temu był kwiecień, a ja wariowałam z niepokoju, bo moja aplikacja nie była wypełniona nawet w połowie a wszyscy lekarze proponowali terminy w 2017. Jeszcze mniej dni temu było zakończenie roku, mój wyjazd do Włoch i wakacje nad polskim morzem. A dziś rano okazało się, że jest końcówka lipca, a ja biegałam po domu szukając papierów do wizy. Przygotowywać je dzień wcześniej? Kto tak robi? Przecież to bez sensu. 
     Nie spodziewałam się, że to wszystko tak szybko minie. Co tydzień mówię sobie: no dobra, teraz już na pewno napiszę post na bloga. I nie piszę. Ale wreszcie się zebrałam i od dziś uroczyście postanawiam sobie regularność - posty przynajmniej raz na tydzień (spodziewajcie się ich w sobotę). 
     Miałam dziś spotkanie wizowe. Wszystko poszło nadspodziewanie szybko. Pomimo zapewnień na stronie internetowej ambasady, że nawet jeśli przyjdę wcześniej nie wejdę przed umówioną godziną, i jeżeli będę stać w deszczu i czekać to to nie będzie ich wina, wpuścili mnie już o 11:10 (umówiona byłam na 11:45). Przy wejściu miły pan z ochrony bardzo się zdziwił na wieść, że nie przyniosłam ze sobą telefonu, więc nie muszę go zostawiać. Dalej przeszłam przez podobną procedurę, co na lotnisku: prześwietlanie torebki (a raczej koszulki z dokumentami), sprawdzanie paszportu i mogłam przejść dalej. Później znów oglądali mój paszport, poprzyklejali na nim jakieś numerki, pobrali odciski palców i mogłam czekać na rozmowę z konsulem. Sama rozmowa nie trwała nawet dwóch minut: zapytał mnie o cel podróży i kto za nią zapłaci, po czym poinformował mnie, że wiza została przyznana. Rada dla wszystkich, którzy starają/ będą starać się o wizę: nie stresujcie się! Naprawdę nie ma czym - jeśli jedziecie na wymianę nie ma problemu z żadnymi dokumentami i z niczego nie trzeba się tłumaczyć. 
     Po rozmowie wizowej pojechałam jeszcze do biura Foster w Warszawie, na orientation przedwyjazdowe. Niektórzy szczęśliwcy z innych fundacji mają swoje w Nowym Jorku - moje co prawda było jednoosobowe, ale hej, też w dużym mieście. Pani Monika powtórzyła informacje, które w większości były mi już znane, życzyła miłego wyjazdu i byłam wolna. 
     Do mojej wymiany zostało 21 dni. Z każdym mijającym jestem coraz bardziej zestresowana. No i jak to ja: nie zaczęłam się pakować, nie mam pojęcia, co kupić host rodzinie jako prezent i spędzam swoje dni oglądając Pretty Little Liars na Netflixie. 
     Do napisania! 
     PS: Jeśli ktoś wie o jakimś magicznym sposobie na zmniejszenie wagi bagażu, to tu i teraz jest idealne miejsce, żeby się tym sposobem podzielić! 
     

English Version

     Tic tac, tic tac... Time flies. I swear that last week it was only September and I was panicked, because I couldn't start filling in my application, I didn't have any friends in my new school and I thought that I may not get to go to the USA at all. A few days ago it was April and I was biting my nails and tearing my hair out because my application wasn't completed and the doctors didn't have time to see me until 2017. Even less days ago my school year ended and I went on holiday to Italy and then to the seaside in Poland. And this morning it occured to me that July is almost over and I spend the first hour after waking up running around my house in search for my visa documents. Of course I didn't prepare them earlier, who does that? It would be too simple.
       I didn't expect it all to happen so fast. Every week I tell myself: 'Okay, this week you're going to post something on your blog'. And I fail... But this week I finally brought myself to actually writing something and from now on I'm going to do it regularly. I will post once a week, probably on Saturdays. 
      Today I had my visa appointment. Everything was over faster than I expected. Despite the warnings on the embassy website they let me in before the scheduled time and all was done in less than 20 minutes. When I entered I surprised the security guard by telling him that I didn't bring my phone, so he doesn't have to take it away. Then it was just like at the airport: checking passport, searching the bag and distributing numbers and documents. The actual conversation with the counselor took about 2 minutes. When I told him that I'm an exchange student he just said: 'Your visa has been approved' and I was free to go. So, for anyone who still doesn't have their visa: don't panic. When you're an exchange student no one makes any problems about anything. 
     After the visa appointment I went to the orientation before the programme. Some lucky people from other organisations have their orientations in New York. Mine was just for me and my mom, but hey, Warsaw too is a big city after all. 
     There are only 21 days left until my exchange. Every passing day makes me more stressed out. And, as I am myself: I haven't started packing, I have no idea what am I going to buy as a gift for my host family and I spend my days watching Pretty Little Liars on Netflix. 
     See you soon!
     PS: If you happen to know some magical formula that makes your stuff weigh less when you put it in the suitcase, now's good time to share it!

Komentarze

  1. Wow! Nie wiedziałam, że piszesz bloga :D pomysł fajny, pisz dalej bo lubię czytać o takich "doświadczeniach" :D Mam pytanie jak nauczyłaś się tak dobrze języka ang? ;)
    Ps: Nie wiem czy mnie pamiętasz ale kiedyś pisałyśmy na fb chyba, obie fp prowadziłyśmy :) pamiętam, że wtedy jechałaś na jakąś wymianemoże to właśnie ta była. Pozdrawiam Ania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam Cię :D Wtedy to była wymiana tygodniowa i do Turcji ;) (Na którą ostatecznie nie pojechałam, z powodu szeregu niefortunnych wydarzeń)
      Angielskiego uczyłam się głównie ucząc się na pamięć tekstów piosenek. Potem zaczęłam oglądać filmy i seriale po angielsku, bez napisów. Jeżeli tak nie rozumiesz, to polecam na początku włączać napisy angielskie :) No i czytam dużo książek po angielsku. Amazon.co.uk ma dobre ceny, a z polskich to Book City - księgarnia w śródmieściu, mają swoją stronę i też można zamówić przez internet. :D

      Usuń
    2. Ja przeczytałam tylko 2 ksiażki po ang :D teraz klasa maturalna i chce się bardziej podszkolić :D filmy też oglądam po ang i dużo rozumiem ale jak mam robić zadania ze słuchu to nagle mam jakąś blokade masakra :(

      Usuń
  2. Hej :) Po tych wakacjach powinnaś iść do 1 czy 2 klasy liceum? Pytam dlatego że też myślę o wymianie ale nie wiem jaki wiek byłby odpowiedni ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny post :D Mam taki sam problem z tym bagażem :( jak zmieścić wszystko w 23kg i bagaż podręczny?!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Test ELTiS, rozmowa kwalifikacyjna i fundacja

     W końcu nadszedł ten upragniony dzień - oficjalnie zaczęłam proces aplikacji. Wiem, że za chwilę utonę w papierach, które będę musiała dostarczyć i przeklnę moment, w którym to napisałam, ale już nie mogę się doczekać wypełniania aplikacji!      Co do samego testu, to szczerze mówiąc nie mam wiele do napisania. Moim zdaniem był bardzo prosty - tylko na dwa pytania odpowiedziałam źle. Jeśli ktoś chce zobaczyć, jak to dokładnie wygląda, to zachęcam do kliknięcia:  ELTiS Practice Test .      Na początku jest słuchanka - od razu uprzedzam, że nagrania odtwarzane są tylko raz, a nie dwa razy, jak przyzwyczajają nas w szkole. Było też dość mało czasu na zapoznanie się z pytaniami - w sumie chyba test jest skonstruowany tak, żeby zmusić nas do przesłuchania całego tekstu i zajęcia się pytaniami dopiero na koniec, czyli znów dokładna odwrotność tego, co serwuje nam szkoła. Zapewniam jednak, że spokojnie można to wszystko rozwiązać - lektor tłumaczy, na czym polegają zadania i daje dokła

All my exes live in Texas: Thanksgiving, Austin & Dallas

     We wtorek (22/11/2016) wyruszyliśmy do Texasu. Z okazji nadchodzącego Thanksgiving, czyli Święta Dziękczynienia, pojechaliśmy do Austin w Texasie żeby spędzić je z rodziną Pat (host mom).      Kojarzycie te zdjęcia, na których ludzie stoją koło znaku "Welcome to *tu wstaw nazwę stanu*"? Okazuje się, że zrobienie tych zdjęć jest o wiele trudniejsze, niż się zapowiadało. Znaki stoją przy autostradach albo drogach szybkiego ruchu i choćby nie wiem jak się starał, nie ma jak się przy nich zatrzymać.       Ale dla chcącego nic trudnego: chciałam mieć "Welcome to Texas" to mam. A że napis jest na drzwiach Texas Visitor's Center a nie na klimatycznym znaku drogowym, to inna sprawa.  Absolutnie uroczy sposób na zachęcenie do ochrony środowiska.       Dojechanie do Texasu zajęło nam 7 godzin, 4 postoje na toaletę i 2 przerwy na jedzenie. A ponieważ jestem kobietą z klasą, to i tak pierwszym zdaniem jakie wypowiedziałam do witających na

Udało się! Czyli o mojej podróży do Stanów i pierwszym dniu

(8/8/16)  Mój dzień zaczął się bardzo wcześnie - musiałam wstać około polskiej 3 rano, żeby pojechać na lotnisko. Mój pierwszy samolot był do Monachium i startował o 6.  Na lotnisku czekały na mnie moje przyjaciółki (które w tym miejscu chciałabym serdecznie pozdrowić, bo nie znam nikogo innego, kto zerwałby się dla mnie z łóżka o tak nieludzkiej porze) i po ostatnich pożegnaniach i zapewnieniach, że będziemy do siebie pisać, rzuciłam się w wir kontroli paszportowych i prześwietlania walizek.  Mój bagaż chyba tylko cudem nie przekroczył limitu - duża walizka ważyła 22,8kg, a mała 7,9kg. Zaznaczę przy okazji, że pakowałam się wczoraj, bo kto by tam zaczynał wcześniej? Ale ostatecznie chyba wszystko mam.  Lot do Monachium był krótki (ok. 1,5h). Następne 2 godziny spędziłam czekając na kolejny samolot i ponad dwie trzecie tego czasu zajęła odprawa paszportowa i związane z nią kilometrowe kolejki.  Następny z moich lotów trwał już 11 godzin i wylądowałam w Houston. Jejku, co ja tam przeżył