Przejdź do głównej zawartości

Exchange student tag

Ponieważ w tym tygodniu nie robiłam nic ekscytującego (a przynajmniej nie aż tak), a nie chciałabym Was zaniedbać, polecimy z kolejnym tagiem.
Widziałam ten tag w internecie mnóstwo razy - oryginał jest po angielsku, ale przetłumaczyłam pytania i będziemy się trzymać polskiego. 

PS: Ponieważ tego bloga czytają też moi dziadkowie (pozdrawiam!), może lepiej będzie jak wyjaśnię co to jest tag - to taka lista pytań, która krąży po internecie. Mogą być związane z różną tematyką, moja jest dla wymieńców. 

1. Jak się nazywasz, ile masz lat, skąd pochodzisz i z jaką organizacją przyjechałaś? 
Nazywam się Ania (co już chyba wiecie, ale może akurat wpadne ktoś nowy, kto wie? :D) mam 17 lat i jestem z *szok i niedowierzanie* Polski. A przyjechałam z organizacją CCI Greenheart, natomiast w Polsce załatwiałam wszystko przez dział nauka i praca w biurze podróży Foster. 



2. Gdzie spędzasz swój rok na wymianie? 
Benton w stanie Arkansas, USA. 


3. Dlaczego zdecydowałaś się zostać wymieńcem? 
Od dziecka dużo podróżowałam - moi rodzice kochają podróże i udało mi się odwiedzić już 5 kontynentów. Moja "przygoda z wymianą" zaczęła się w pierwszej klasie gimnazjum, kiedy moja obecna przyjaciółka (wtedy jeszcze ledwo ją znałam) powiedziała mi, że coś takiego w ogóle istnieje. Gabi podesłała mi linki do mnóstwa blogów związanych z wymianą, a ja to wszystko czytałam z wypiekami na policzkach i chciałam jechać już, teraz, zaraz. Pierwszy blog, który przeczytałam, należał do dziewczyny która swój rok spędzała w Kansas. No i tak się w to wszystko wciągnęłam, że nie dałam sobie tego pomysłu wyperswadować i rodzice w końcu machnęli ręką i uznali, że skoro mi odbiło to trudno, własne dziecko trzeba wspierać nawet w szaleństwie. (Dziękuję kochani, doceniam. + Gabi, dzięki za wszystko. Gdyby nie Ty, nic z tego by się nie wydarzyło.) 


4. Jaka była Twoja pierwsza myśl po opuszczeniu samolotu? 
*Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce...* 
Iść za tłumem, iść za tłumem. No dobra, to nie takie trudne. Wow, mają flagę USA na lotnisku! Jestem w USA! 
O, jest moja kolejka. Rety, jaka długa! Uch... 
Mamo, nie teraz, nie mogę rozmawiać... No dobra, odbiorę. 
*pół godziny później*
Jezu, ta kolejka stoi. Spóźnię się na samolot. Nic mi się nie uda! Co ja w ogóle zrobiłam?! Ja się do tego wszystkiego nie nadaję... 
*tu podszedł do mnie jakiś Meksykanin i zapytał, czy wszystko w porządku*
Tak tak, wszystko dobrze. Nie, nic mi nie jest. Jestem ładna? No dzięki, miło mi. Ty też niczego sobie. 
O, wreszcie moja kolej! Rety kotlety, 20 minut do odlotu... Zostanę w Houston, będę musiała załatwiać nowe bilety na kolejny samolot. Uch, zabijcie mnie. 
Dlaczego ten facet zadaje tyle pytań? Nic złego nie przywiozłam. A jak wam torcik wedlowski przeszkadza to spoko, chętnie skonsumuję dowody zbrodni. 
No, udało się! 
*sprint po lotnisku, hiperwentylacja, jeszcze jeden lot* 
Doleciałam. Trzeba powiedzieć rodzicom. I znajomym. I nowym rodzicom! Jak ja poznam tych nowych? Co jak zgubili moią walizkę? Co ja tu w ogóle robię? 
Wow, jeszcze jedna flaga! Jestem w USA! 
Mniej więcej tak się to prezentowało. 
Ania usiłuje się rozpakować...


5. Jakie jest najdziwniejsze danie, którego spróbowałaś na wymianie? 
Corndogi. Zdecydowanie corndogi. Ja nawet nie próbuję tego cuda opisać... Smakuje jak coś pomiędzy kukurydzą a plackiem ziemniaczanym, w środku ma parówkę która nigdy nie widziała prawdziwego mięsa i trzyma się to na patyczku jak do lodów. Nie mogę się zdecydować, czy mi to smakuje czy nie.


6. Czy podczas wymiany zrobiłaś coś, co wydawało ci się niemożliwe?  
Przede wszystkim, odważyłam się tu przyjechać! 
A ostatnio poznałam sporo ludzi, którzy lubią mnie za to, jaka jestem, a nie dlatego, że mam śmieszny akcent. Z Amerykanami da się zaprzyjaźnić, tylko trzeba być bardzo zdeterminowanym i dawać z siebie 3 razy więcej, niż oni. 
Wyjątkiem jest Gracie. Gracie jest super - ona też jest nowa w szkole (przeniosła się z dużo większego liceum) i poznałyśmy się pierwszego dnia na algebrze. Od tamtej pory prawie cały czas się spotykamy, jemy razem lunch i smsujemy na nudnych lekcjach. Gracie jest w 10 klasie, ale wydaje mi się mądrzejsza od połowy moich rówieśników. Zaprzyjaźnienie się z Gracie uważam za dokonanie z cyklu "niemożliwe a jednak". 
Na środkowym zdjęciu oprócz Gracie jest jeszcze Cassidy, której na razie nie nazwałabym przyjaciółką, ale też spędzamy razem sporo czasu. 

7. Co było jak do tej pory największym wyzwaniem?
Zdecydowanie pierwszy dzień w szkole. To było traumatyczne przeżycie - kiedy ludzie ci naobiecują, że KAŻDY będzie zainteresowany wymieńcem, sporym szokiem jest odkrycie, że hej, wcale nie. Poza tym, pierwszego dnia zgubiłam się przed każdą lekcją, potykałam się o własne nogi i zrobiłam tyle błędów w wypowiedziach, ile tylko się dało. 
Ale przetrwałam! 


8. Jak Ci się podoba szkoła w twoim host country? 
Pamiętacie, kiedy ktoś wam obiecał, jak bardzo coś będzie super, sprawił, że wasze oczekiwania przerosły wszelkie granice rozsądku a potem okazało się, że ta obiecana super rzecz nie jest wcale aż taka fajna? Tak się czuję jeśli chodzi o amerykańskie liceum. 
Nie zrozumcie mnie źle - lubię moją szkołę (Go Cardinals!), uwielbiam ludzi z którymi mam zajęcia (a przynajmniej większość) i idę do szkoły wyluzowana i pewna, że skoro się nauczyłam to dostanę dobre oceny, zamiast na przemian wymiotować i płakać ze stresu każdego poranka. Ale daleko mi do wymieńców, którzy kochają szkołę i nie mogą się doczekać, żeby tam pójść. 
Mimo to lubię szkołę tutaj - nie aż tak, jak inni wymieńcy z Polski, ale lubię. A nauczyciele są po prostu wspaniali, można z nimi pogadać o wszystkim i naprawdę się tobą interesują - dla każdego z nich jesteś osobą,którą trzeba   wspierać, a nie nazwiskiem w dzienniku. Bardzo miła odmiana. 
Moje dzieło na US History


9. Jak (twoim zdaniem) ubierają się ludzie w twoim host country? 
Wieś tańczy i śpiewa. Myślicie, że Polak za granicą to wstyd? Wpadnijcie do amerykańskiego liceum. Albo do Walmartu. 
Skarpetki i sandały? Proszę bardzo, czemu nie? Klapki i skarpetki? Spoko. Góra od garnituru, bo zdjęcie w yearbooku jest od pasa w górę, a na dole  krótkie spodenki i crocsy? Żaden problem! No i czemu by nie zrobić fryzury jak od fryzjera i pełnego makijażu by założyć do tego dresy i wygnieciony t-shirt? No i nie zapomnijmy o świecącym w ciemności pasku kowboja do kompletu! 
Niby wiem, że mogę przyjść do szkoły w piżamie i nikt nic mi nie powie, ale jakoś nie mogę. Lubię ładnie wyglądać. Przeraża mnie, jak bardzo im na tym nie zależy. 


10. Gdyby twoja wymiana była piosenką, jaka piosenka by to była? 
Miley Cyrus - Party in the U.S.A. 
Rascal Flatts - Backwards

Ta pierwsza chyba nikogo nie zdziwi, a druga to country. Kocham country - dobrze się składa, że wylądowałam na południu. 

11. Jak sobie wyobrażasz dzień powrotu do domu? 
Nawet nie chcę o tym myśleć. To nie na moje nerwy. Nie dlatego, że nie tęsknię - dlatego, że tak dużo tu zostawię. 

To już wszystko na dziś. Mam nadzieję, że ten post Wam się spodobał. Do napisania!  


Komentarze

  1. WOWOWOWOW, czuję się wyróżniona hehe <3 no ale widzisz, tak to jest, gdy łan di łączy ludzi, że ci ludzie są jednak nienormalnie :( (Tak w sumie to nawet nie pamiętam, jak ja Ci wtedy o tym powiedziałam, ale nie nic hahah)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie pamiętam, ale pamiętam, że to byłaś ty! XD

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Test ELTiS, rozmowa kwalifikacyjna i fundacja

     W końcu nadszedł ten upragniony dzień - oficjalnie zaczęłam proces aplikacji. Wiem, że za chwilę utonę w papierach, które będę musiała dostarczyć i przeklnę moment, w którym to napisałam, ale już nie mogę się doczekać wypełniania aplikacji!      Co do samego testu, to szczerze mówiąc nie mam wiele do napisania. Moim zdaniem był bardzo prosty - tylko na dwa pytania odpowiedziałam źle. Jeśli ktoś chce zobaczyć, jak to dokładnie wygląda, to zachęcam do kliknięcia:  ELTiS Practice Test .      Na początku jest słuchanka - od razu uprzedzam, że nagrania odtwarzane są tylko raz, a nie dwa razy, jak przyzwyczajają nas w szkole. Było też dość mało czasu na zapoznanie się z pytaniami - w sumie chyba test jest skonstruowany tak, żeby zmusić nas do przesłuchania całego tekstu i zajęcia się pytaniami dopiero na koniec, czyli znów dokładna odwrotność tego, co serwuje nam szkoła. Zapewniam jednak, że spokojnie można to wszystko rozwiązać - lektor tłumaczy, na czym polegają zadania i daje dokła

All my exes live in Texas: Thanksgiving, Austin & Dallas

     We wtorek (22/11/2016) wyruszyliśmy do Texasu. Z okazji nadchodzącego Thanksgiving, czyli Święta Dziękczynienia, pojechaliśmy do Austin w Texasie żeby spędzić je z rodziną Pat (host mom).      Kojarzycie te zdjęcia, na których ludzie stoją koło znaku "Welcome to *tu wstaw nazwę stanu*"? Okazuje się, że zrobienie tych zdjęć jest o wiele trudniejsze, niż się zapowiadało. Znaki stoją przy autostradach albo drogach szybkiego ruchu i choćby nie wiem jak się starał, nie ma jak się przy nich zatrzymać.       Ale dla chcącego nic trudnego: chciałam mieć "Welcome to Texas" to mam. A że napis jest na drzwiach Texas Visitor's Center a nie na klimatycznym znaku drogowym, to inna sprawa.  Absolutnie uroczy sposób na zachęcenie do ochrony środowiska.       Dojechanie do Texasu zajęło nam 7 godzin, 4 postoje na toaletę i 2 przerwy na jedzenie. A ponieważ jestem kobietą z klasą, to i tak pierwszym zdaniem jakie wypowiedziałam do witających na

Udało się! Czyli o mojej podróży do Stanów i pierwszym dniu

(8/8/16)  Mój dzień zaczął się bardzo wcześnie - musiałam wstać około polskiej 3 rano, żeby pojechać na lotnisko. Mój pierwszy samolot był do Monachium i startował o 6.  Na lotnisku czekały na mnie moje przyjaciółki (które w tym miejscu chciałabym serdecznie pozdrowić, bo nie znam nikogo innego, kto zerwałby się dla mnie z łóżka o tak nieludzkiej porze) i po ostatnich pożegnaniach i zapewnieniach, że będziemy do siebie pisać, rzuciłam się w wir kontroli paszportowych i prześwietlania walizek.  Mój bagaż chyba tylko cudem nie przekroczył limitu - duża walizka ważyła 22,8kg, a mała 7,9kg. Zaznaczę przy okazji, że pakowałam się wczoraj, bo kto by tam zaczynał wcześniej? Ale ostatecznie chyba wszystko mam.  Lot do Monachium był krótki (ok. 1,5h). Następne 2 godziny spędziłam czekając na kolejny samolot i ponad dwie trzecie tego czasu zajęła odprawa paszportowa i związane z nią kilometrowe kolejki.  Następny z moich lotów trwał już 11 godzin i wylądowałam w Houston. Jejku, co ja tam przeżył