W poniedziałek był America Day - trzeba było za pomocą stroju pokazać, że jest się Amerykaninem. Ja specjalnie się nie wysiliłam i po prostu założyłam t-shirt z flagą USA. Ale byli ludzie, którzy byli od stóp do głów biało-niebiesko-czerwoni.
We wtorek był nerd day i możecie być dumni, bo się przebrałam. Co prawda potem stwierdziłam, że w sumie wyglądałam jak zwykle, tylko z taśmą na okularach, ale i tak było fajnie.
W środę tematem przewodnim było the circle of life. Sophmores przebierali się za
dzieci, juniors za dorosłych, a seniors za starych ludzi. W środę moja motywacja do robienia zdjęć odpłynęła gdzieś daleko, ale zapewniam, że wiele nie tracicie. Moja motywacja do przebrania się zniknęła za to całkowicie. W czwartek był superhero/character day. Przebrałam się za Spencer z Pretty Little Liars i aż 2 osoby zauważyły, że to jest przebranie, więc jeśli potrzeba wam stroju na halloween to już wiecie, do kogo się nie zgłaszać.
Piątek to po prostu spirit day - trzeba było się ubrać w barwy szkoły. Podobnie jak w poniedziałek, poprzestałam na t-shircie.
Piątek to też dzień, kiedy odbywają się mecze footballu. Zaczynam powoli rozumieć, o co w tym chodzi! No i na każdym meczu znajduję nowych znajomych, więc bardzo polecam tę formę spędzania czasu.
Prawie zapomniałam o najważniejszej (przynajmniej dla niektórych) rzeczy: w piątek dowiedzieliśmy się też, kto jest naszą homecoming queen. Nie znałam żadnej z kandydatek, więc było mi prawie wszystko jedno. Prawie, bo kibicowałam tej z najładniejszą sukienką.
Moja faworytka, niestety pozostała księżniczką.
W sobotę host mom zabrała mnie do Cavender's, czyli sklepu z butami kowbojskimi. Mam na ich punkcie obsesję, a jak pewnie zdążyliście się zorientować w Europie ciężko je dostać. Udało mi się ograniczyć i kupić tylko 2 pary, ale zamierzam jeszcze tam wrócić. Ten sklep został moją miłością.
Moje maleństwa <3
Później pojechałam do parku trampolin, z okazji urodzin Lisy (exchange student z Francji). Nazywał się Altitude i byłby bardzo fajny, gdyby nie zatrważająca ilość dzieci. Nie lubię dzieci. Nie umiem z nimi rozmawiać, bawić się, dbać o nie ani nic z tych rzeczy. A tam było ich pełno i strasznie się bałam, że podczas skakania niechcący komuś coś zrobię.
USA, Francja, Polska, Tajwan, Hiszpania
A w niedzielę byłam w kościele. Spełniły się modlitwy wszystkich moich katechetek...
Tylko... Tutaj kościół jest fajny. Żadnych drewnianych ławek, klęczenia i śpiewania smętnych piosenek (które niby są o radości i miłości). Zamiast tego była nowoczesna muzyka, ekrany żeby było lepiej widać pastora, automaty z kawą i filmik zamiast kazania.
No i zamiast dowiadywać się, że za aborcję pójdziemy do piekła a geje ponoszą winę za całe zło świata, filmik-kazanie mówił o tym, jak wiele może dla kogoś znaczyć jeden prosty, miły gest z naszej strony. Aż się cieplej robi na serduszku. Nie pamiętam kiedy ostatnio w kościele usłyszałam coś pozytywnego, zamiast tego, że jestem winną grzesznicą . Ani nie pamiętam, kiedy ostatnio kazanie było o dobroci wobec ludzi, którzy są inni niż my.
Wejście do kościoła
Kawa, toalety, kącik dla dzieci
A w tej sali odbywała się msza
Bardzo polecam kościół protestancki :D
Nieustająco zapraszam na mojego snapczata (annecathymoore) i do napisania!
PS: Powyższy post NIE miał na celu urażenia osób wierzących. Takie jest moje zdanie o kościele katolickim - nie musicie się z nim zgadzać.
Super post, jak zwykle ! Bardzo ciekawie piszesz, mój ulubiony blog wymieńców z tego roku <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :D Cieszę się, że tu ze mną jesteś :*
Usuń