8/10/16
W środę udało mi się wstać nieco wcześniej, niż we wtorek, bo już o 8.
Dzień zaczęłam od powitania z psami, które wyjątkowo lubią wchodzić do mojego pokoju. Chyba zanim tu przyjechałam trzymali te drzwi zamknięte...
Po śniadaniu Glenn zabrał mnie do jakiegoś sklepu z elektroniką, żeby załatwić mi amerykański numer i kartę do telefonu. Mieli tam straszne problemy z uruchomieniem tej karty i ostatecznie stwierdzili, że nic z tego i będę musiała kupić nowy telefon. Serdecznie podziękowałam za taką opcję - mój obecny telefon ma niecałe pół roku i naprawdę nie uśmiechało mi się kupowanie drugiego.
Pojechaliśmy więc do sklepu apple, żeby zapytać, czy dla mojego telefonu naprawdę nie ma nadziei. Okazało się, że wszystko jest w porządku i normalnie można włożyć kartę i korzystać z tego telefonu który mam.
Poszliśmy więc do AT&T po drugiej stronie ulicy i tam udało mi się załatwić pakiet z internetem i nielimitowanymi połączeniami i smsami. Gdyby ktoś był zainteresowany kosztami, to najtańszy pakiet, bez internetu ale z nielimitowantmi połączeniami i smsami kosztował 30$, mój (z 3GB internetu) 45$, a najdroższy, gdzie jest 6GB internetu 60$.
AT&T jak i apple store były w centrum handlowym, które o tyle różniło się od tych w Polsce, że było na dworze. Żeby przejść z jednego sklepu do drugiego trzeba było spacerować w 35 stopniowym upale. Nie byłoby to jeszcze najgorsze, gdyby nie to, że tutaj WSZĘDZIE jest klimatyzacja - i to rozkręcona do granic możliwości. Przechodzi się więc mniej więcej tak przyjemnie jak z lodówki do piekarnika.
W każdym razie, centrum handlowe wyglądało tak:
Niektórzy są na tyle leniwi, że z jednego sklepu do drugiego podjeżdżają samochodem!
Później tego dnia pojechaliśmy do college'u, w którym pracuje Glenn. Nie jestem w stanie wymówić ani zapisać jego nazwy, ale któregoś pięknego dnia to ogarnę i wtedy na pewno nie zapomnę napisać.
W tym college'u uczą robotyki, inżynierii i innych tego typu rzeczy. Wszystko wyglądało bardzo mądrze (i tak brzmiało kiedy Glenn o tym opowiadał) ale szczerze mówiąc nie za wiele udało mi się zrozumieć - słownictwo było bardzo specjalistyczne, plus nawet gdyby to było po polsku fizyka, matma i inżynieria to zdecydowanie nie moja bajka.
Te żółte ustrojstwa to roboty, którymi zajmują się studenci robotyki.
Pracownia Glenna - przewody, układy scalone albo i nie, diody, elektrody i Bóg wie co jeszcze...
Kolejna pracownia
Moim ulubionym zostało oficjalnie laboratorium z drukarkami 3D. Mają ich ponad 50 i każdy student dostaje własną i "opiekuje" się nią przez cały rok. Te urządzenia rzuciły mnie na kolana - można na nich wydrukować dosłownie wszystko: projekty budynków, żeby sprawdzić, jak będą funkcjonowały, a na nowocześniejszych z nich nawet fragmenty różnych tkanek do przeszczepów. Żałuję, że nie mogę zapisać się na żaden kurs z ich obsługiwania. Ale przynajmniej udało mi się zobaczyć, jak działają i zakochać się w nich od pierwszego wejrzenia.
To właśnie te cudowne drukarki
Projekt
Drukowanie - taki most zajmuje jej ok. 1,5h.
I testowanie - ten nie wytrzymał próby, chociaż wyglądał całkiem konkretnie. Brakowało mu czegoś, co podtrzymywałoby środek.
Inne rzeczy, które udało im się wydrukować.
8/11/16
Dziś znów pojechaliśmy do mojej szkoły - trzeba było coś pozałatwiać z podręcznikami, a właściwie chromebookiem, bo używają ich zamiast książek. (Nie wiem dokładnie, bo jeszcze go nie dostałam, ale zakładam, że to po prostu laptop). Przy okazji zapytałam szkolnej counselor czy mogłabym jednak być w 12 klasie (seniors). Na szczęście się zgodziła! Nadal nie dostanę HSD, ale przynajmniej mogę iść na prom, być wyczytana podczas graduation ceremony i tak dalej. No i będę mogła mieć swój cytat w yearbooku na ten rok.
W związku z tym zaszła jeszcze jedna drobna zmiana: zamiast na AP English Language będę chodziła na AP English Literature, co w praktyce oznacza, że będę przerabiała książki zamiast gramatyki. Cieszę się, bo odkąd pamiętam na angielskim nie robię nic poza gramatyką. Poza tym, to jeden z kursów na poziomie college'u, więc powinno być ciekawie.
Nadal nie dostałam mojego planu lekcji, muszę zaczekać do pierwszego dnia szkoły, więc nie wiem, czy uda mi się chodzić na wszystkie przedmioty które wybrałam. Chyba najbardziej zależy mi na języku migowym, więc mam nadzieję, że to się uda.
Po szkole pojechaliśmy do Kroger, czyli innego supermarketu, trochę mniejszego niż Walmart, ale moim zdaniem fajniejszego. Nie zrobiłam zdjęcia z zewnątrz, ale mam sporo ze środka. Cały skelp był pełen produktów w myśl 'the bigger the better' - wszystko jest tu w takich opakowaniach, jakie u nas widuje się w hurtowni. Jutro postaram się pokazać na snapczacie (annecathymoore) jak dużo jedzenia mamy w domu! Moim zdaniem te zapasy wytarczyłyby co najmniej na 2 lata - według Glenna w sobotę musimy koniecznie skoczyć na zakupy.
Wszystko serwowane w tysiącach różnych smaków i kolorów.
Alejka z lodami. WSZYSTKIE te lodówki to lody. Były takie same alejki z mrożonymi śniadaniami, inna z mrożonym lunchem i kolejna z mrożonymi kolacjami.
Ale i tak pierwsze miejsce na mojej liście dziwactw, które tu zobaczyłam, zajmuje bank drive-thru.
Podjeżdża się tam do takiego oto okienka:
W tej skrzynce po lewej pojawia się tuba, do której wkłada się pieniądze, jeśli chce się je wpłacić, lub kartę kredytową, bankomatową czy jakąkolwiek inną kiedy chcemy je wypłacić.
Tuba prezentuje się tak. Cała operacja zajęła nam mniej niż 5 minut.
Dowiedziałam się, że drive-thru funkcjonuje tutaj: w aptekach, na poczcie, w banku, w restauracjach, w monopolowym (?!) a nawet w niektórych supermarketach.
Zarówno Glenn jak i Pat mieli niezły ubaw z tego, że robię temu zdjęcia, ale po prostu nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
To chyba wszystko na dziś - w poniedziałek zaczynam szkołę, a jutro wybieramy się na wystawę psów w Little Rock.
Nie przegapcie jutrzejszej wycieczki po naszych lodówkach na snapczacie:
Gdzie kupiłaś tą śliczną mapę do kolorowania?
OdpowiedzUsuńNa Targach Książki w Warszawie, ale sprzedaje je ta pani: http://annagrunduls.com/coloring-map-of-u-s/ i można zamówić przez internet :)
UsuńDzięki :)
UsuńJestem dumna, że będziesz seniorem, i wszędzie Ci to będę pisać <3 I tak, zamierzam komentować każdy (lub prawie każdy) twój wpis :D
OdpowiedzUsuńHahah dzięki <3 Ale nadal wracam do polskiego liceum...
Usuńjak to :o
UsuńJejku, jaki fajny post <3 I gratuluję bycia jednak w klasie seniors :)
OdpowiedzUsuńI czekam niecierpliwie na relację na snapie!
Hej :D dopiero teraz zaczęłam czytac twoje wpisy, ale bardzo się wciągnęłam :D fajnie to wszystko opisujesz :) centra handlowe podobnie wyglądają we francji - byłam tam z francuską i z h&m do mango jechałyśmy samochodem, a potem z mango do maca w ten sam sposób. nie mogłam tego zrozumieć :D
OdpowiedzUsuńczekam na kolejne relacje :)))
PS.
Czemu twoje story mi się nie wyświetla na snapie?
Nie mam pojęcia! Napisz mi swoją nazwę to też Cię dodam i może wtedy zadziała :)
UsuńDzięki <3
Jejuuuu, normalnie cieszę się tą Twoją wymianą jak własną i stają mi przed oczami moje pierwsze dni! Zapracowałaś na bycie tam!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, grzej na amerykańskim słońcu, chwytaj wszystkie możliwości, oddychaj głęboko (szczególnie, gdy zgubisz się w szkole ;) ) i dawaj znać, co i jak- tutaj poczytam sama, ale gdybyś miała jakieś wątpliwości czy potrzebowała wsparcia- to wal prywatnie facebookowo lub skypowo!
<3
UsuńWspominałam, że Cię kocham? :D Dzięki, że tu ze mną jesteś!